Wywiad z Panem Grzegorzem Pająkiem – absolwentem „Siódemki”, sportowcem występującym w siatkarskiej PlusLidze
Urszula Szkutnik: Jest Pan absolwentem naszej szkoły, która wchodzi w fazę obchodów Jubileuszu swego istnienia. Czy kojarzy Pan, o jaki czas funkcjonowania tej placówki chodzi?
Grzegorz Pająk: Nie mam pojęcia jaki czas szkoła numer 7 istnieje. Od początku mojej pamięci ona cały czas jest. Urodziłem się w Stalowej Woli i mieszkałem 400 metrów od budynku szkolnego, więc zapamiętałem, że zawsze tam była. Jeżeli miałbym „strzelać” to zaryzykuję, że jest to 50-lecie jej istnienia.
U.Sz.: Wertując nazwiska osób, które opuściły mury naszej szkoły, natknęliśmy się na byłego ucznia „Siódemki” grającego w PlusLidze, broniącego w zakończonym sezonie barw beniaminka LUK Lublin, a wcześniej również wielu znakomitych ekip, choćby ZAKSY Kędzierzyn - Koźle czy Jastrzębskiego Węgla. Czy może Pan krótko opowiedzieć o swojej klubowej karierze?
G.P.: Mówiąc o zawodowej karierze, należy chyba zacząć od gry w drugiej lidze, w Orle Międzyrzecz, z którym awansowałem do pierwszej ligi. Po 2. latach spędzonych w drużynie z Międzyrzecza, udałem się do Bielska-Białej, tam z BBTS wygraliśmy rundę zasadniczą w pierwszej lidze. Dobre występy poskutkowały awansem w mojej karierze, gdyż przyszedł czas na występy w PlusLidze. Zakończony niedawno sezon był dla mnie dziewiątym w ramach rozgrywek PlusLigi. Zagrałem w Jastrzębskim Węglu, Effectorze Kielce, AZS-sie Olsztyn, ponownie Effectorze Kielce, ZAKSie Kędzierzyn Koźle, MKS-ie Będzin oraz LUK-u Lublin. Pomiędzy grą w PlusLidze były jeszcze występy w ligach: francuskiej, tureckiej oraz rosyjskiej. W swoim dorobku seniorskim posiadam 2 Puchary Polski oraz 2 złote medale Mistrzostw Polski i jeden srebrny.
U.Sz.: Marzeniem każdego sportowca jest gra w reprezentacji, a Pan ma za sobą występy z orzełkiem na piersi. Kiedy i w jakich okolicznościach to się wydarzyło?
G.P.: W okresie juniorskim byłem powoływany na zgrupowania i rozgrywałem jedynie mecze kontrolne, natomiast nie miałem okazji wystąpić w żadnym oficjalnym meczu. W seniorach bylem powoływany do kadry B po występach w BBTS Bielsko- Białej oraz do pierwszej reprezentacji prowadzonej przez Stephane Antiga w 2015 roku, z której zostałem oddelegowany do gry w zapleczu reprezentacji biorąc udział w rozgrywkach Ligi Europejskiej, w której zdobyliśmy brązowy medal.
U.Sz.: Na jakim etapie dzieciństwa zapragnął Pan zostać siatkarzem, w szkole podstawowej, a może wcześniej? Kiedy rozpoczął Pan treningi?
G.P.: Tak naprawdę zostałem siatkarzem przez przypadek, bo jak już wspomniałem to wraz z kolegami z klasy trenowaliśmy piłkę nożną w „Siódemce” oraz na „Stali” i byliśmy prowadzeni przez trenera Krzysztofa Ludjana. Zapisując się do klasy sportowej w gimnazjum nr 2 nawet nie wiedziałem, że jest ona stricte o profilu siatkarskim. Przez pierwsze 3 miesiące nauki w gimnazjum nr 2 trenowałem w szkole siatkówkę, wieczorem szedłem na stadion Stali na zajęcia z piłki nożnej. Miałem wtedy aż 3 treningi dziennie. Mój trener wiedząc o trenowaniu dwóch dyscyplin, proponował dokonać wyboru między siatkówką, a piłką nożną. Na tamten czas wybrałem piłkę nożną, ale moja Mama nie przepisała mnie do gimnazjum nr 10 , gdzie chodzili koledzy z ławek „Siódemki”, gdyż nie chciała robić zamieszania.
U.Sz.: Czy pamięta Pan nauczycieli ze Szkoły Podstawowej nr 7 . Czy któryś z nich szczególnie zapisał się w Pańskim życiorysie? A może miał wpływ na sportowy rozwój?
G.P.: W sumie to pamiętam kilku, już wymieniłem Pana Krzysztofa Ludjana nauczyciela wychowania fizycznego, gdyż był on również moim trenerem. Pamiętam Panią od matematyki, ale nie przypomnę sobie nazwiska. Pamiętam również Panią Dyrektor Szkoły, pewnie też dlatego, że była znajomą Mamy.
U.Sz.: Rok Pańskiego urodzenia należał do najlepszych w historii stalowowolskiego sportu. Do ekstraklasy awansowali wówczas piłkarze, koszykarze oraz tenisiści. Były to „tłuste” lata sportu w naszym mieście, dzielnie spisywali się także grający na zapleczu ekstraklasy siatkarze, jednakże zespół był nieco mniej popularny, choćby od piłkarzy czy koszykarzy. Co zadecydowało o wyborze przez Pana właśnie tej dyscypliny sportu?
G.P.: Czysty przypadek, jako ze próbowałem niemal każdej dostępnej w Stalowej Woli dyscypliny. Chciałem po prostu coś trenować. Podczas ostatniego roku w „Siódemce” od sąsiadki dowiedziałem się o powstawaniu klasy sportowej w gimnazjum nr 2, więc udałem się tam na testy. Dostałem się i rozpocząłem tam naukę myśląc, że rano będę miał tradycyjne lekcje wychowania fizycznego, a wieczorem będę chodził trenować piłkę nożną. W gimnazjum nr 2 była tylko siatkówka i przez 3 miesiące trenowałem rano i zaraz po szkole tę dyscyplinę sportu, potem szybko do domu na obiad, bo wieczorem był trening piłkarski. W pewnym momencie mój trener wiedząc o zamiłowaniu do co najmniej dwóch dyscyplin, zaproponował dokonanie wyboru i skupienie się na jednej. Ja chciałem wrócić do swoich kolegów z „Siódemki” i trenować piłkę nożną, ale różne okoliczności, podpowiedzi i decyzje sprawiły, że zostałem przy siatkówce.
U.Sz.: Najczęściej sympatykom sportu nad Sanem kojarzą się dwie rodzime postacie : Pana oraz Ireneusza Mazura. W transmisjach telewizyjnych częściej jednak wymieniane jest Pańskie nazwisko. Czy czuje się Pan ambasadorem Stalowej Woli w PlusLidze?
G.P.: Poniekąd tak, lecz myślę, że mało kto wie, gdzie się urodziłem oraz że pochodzę ze Stalowej Woli. Z rodzimego miasta wyjechałem dość wcześnie, bo już od początku nauki w liceum. Udałem się na Śląsk, do Częstochowy, a później ożeniłem się z dziewczyną z Czechowic – Dziedzic, więc w sportowym świecie bardziej kojarzony jestem z Górnym Śląskiem.
U.Sz.: Obecnie sport ligowy w naszym mieście przechodzi kryzys , natomiast ligowa siatkówka już od bardzo dawna jest nieobecna. Jakie są Pana zdaniem szanse by sympatycy w Stalowej Woli mogli fascynować się tym widowiskowym sportem. Co należałoby zrobić?
G.P.: Szanse są, ale raczej niewielkie. Przede wszystkim jak to w zawodowym sporcie bywa, potrzeba naprawdę sporych pieniędzy, aby utrzymać drużynę sportową na wysokim poziomie. Aby ten sport cieszył kibica musi to być jedna z dwóch najwyższych lig. Aby tam się wspiąć trzeba zacząć od podstaw. Zbudować zaplecze organizacyjno-finansowe, odpowiednią sportową infrastrukturę i sukcesywnie kreować klimat. Nie wszystkim się to udaje. Na szczęście dla mieszkańców Stalowej woli dość blisko jest do Rzeszowa, gdzie można dojechać w niecałą godzinę i podziwiać najlepsze siatkarskie kluby w Polsce. Jeżeli ktoś dysponuje troszeczkę większą ilością wolnego czasu, to może również wybrać się do Lublina.
U.Sz.: Czy ma Pan pomysł na propagowanie siatkówki w naszej szkole. Co chciałby Pan przekazać pod tym kątem nauczycielom wychowania fizycznego i tutejszym uczniom?
G.P.: Siatkówka, szczególnie na początku nauki gry jest bardzo trudnym sportem, ale nie wolno się zniechęcać. W ramach promocji klubowej po sezonie jeździmy do szkół i proszę mi wierzyć, że bardzo rzadko się zdarza, aby dzieci swobodnie sobie poczynały z piłką do siatkówki. Niemniej zawsze mają super zabawę, która przechodzi w rywalizację i na tym bym się skupił. Nie zawsze musi od razu wszystko wychodzić. Liczy się dobra zabawa i takiego podejścia na początku nauki zasad siatkówki życzyłbym uczniom „Siódemki”.
U.Sz.: Pański dom rodzinny znajduje się w pobliżu budynku „Siódemki”. Czy często zdarza się Panu odwiedzać rodziców, a przy okazji spoglądać w kierunku miejsca, gdzie przez 6 lat Pan uczęszczał?
G.P.: Staram się przynajmniej raz do roku na tydzień odwiedzać Stalowa Wolę. Teraz przyjeżdżam z żoną i synem. Naprzeciwko szkoły jest nowy plac zabaw , na który zawsze się udaję z moją pociechą. Jak patrzę na szkołę „Siódemkę” to aż zazdroszczę dzieciom, które teraz tam się uczą bo szkoła jak i jej okolica w niczym nie przypominają tej za moich czasów. Widać gołym okiem, że są stworzone znakomite warunki do nauki, gry, zabawy i zapewne również do innych form spędzania wolnego czasu. Chciałoby się może cofnąć czas, by dziś odwiedzać sale lekcyjne i korzystać z powstałej infrastruktury.
U.Sz.: Serdecznie dziękuję Panu za poświęcony czas i udzielenie wywiadu.