Strona główna

O szkole

Dla Rodzica

Dla Ucznia

Dla Nauczyciela

Nabór 2024/2025

RODO

BIP

Nauka zdalna

EPUAP

FB - PSP7

Dostępna Szkoła

Jadłospis

FB - Biblioteka Szkolna

Klub Szkół

Aktywna tablica

Laboratoria Przyszłości

Szkoła Promująca Zdrowie

Wydarzenia

Skontaktuj się z nami

Publiczna Szkoła Podstawowa

z Oddziałami Integracyjnymi nr 7

im. Mikołaja Kopernika 

ul. Okulickiego 14
37-450 Stalowa Wola


+48 15 842 04 88

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


NIP: 8651427241
REGON: 000837465 
KRS: 0000145905

Nr konta bankowego do wpłat za obiady, duplikaty:

80 1020 4913 0000 9802 0117 6981

Nr konta Rada Rodziców:

53 9430 0006 0000 1469 2000 0001

 

Plan lekcji

E-dziennik

Logowanie Office

Logowanie do Chmury Microsoft Office (365):

http://portal.office.com

Mam problem z MS Teams (zobacz pomoc)

Zdjęcia

photo gallery

Otwórz menu

Wywiad z Panią Katarzyną Mączką - absolwentką Publicznej Szkoły Podstawowej z Oddziałami Integracyjnymi nr 7 im. Mikołaja Kopernika w Stalowej Woli, lekarzem weterynarii, właścicielką Gabinetu Weterynaryjnego  „VetKa”

 

Urszula Szkutnik: W tym roku szkolnym nasza szkoła obchodzić będzie 50- lecie istnienia. Kontynuując cykl wywiadów przeprowadzanych z absolwentami naszej placówki, chciałabym zadać Pani kilka pytań o wspomnienia z okresu szkolnego.

Katarzyna Mączka: Bardzo dziękuję za takie wyróżnienie.

U.Sz.: Jak wspomina Pani lata spędzone w szkole? Czy jest jakieś interesujące zdarzenie z tamtych lat, które szczególnie zapadło Pani w pamięć?

K.M.: Lata szkolne wspominam bardzo dobrze. W mojej klasie było bodajże 39 uczniów, więc koleżanek i kolegów było bardzo dużo. Wszelkie wycieczki, ogniska czy zabawy szkolne były bardzo ciekawe.  Z zajęć szkolnych najmilej wspominam prace techniczne – a szczególnie lekcje, podczas których uczyliśmy się szydełkować (szydełkuję do dziś) i lekcję, na której robiliśmy oponki serowe.  To były najlepsze oponki, jakie w życiu jadłam :)

Bardzo dobrze wspominam moją nauczycielkę biologii z pierwszych lat, później niestety zmieniła pracę. Myślę, że to dzięki Niej poszłam w stronę nauk medycznych.

U.Sz.: Jakie rozterki miała Pani w okresie szkolnym? Jakie cechy Pani charakteru zostały ukształtowane poprzez doświadczenia wyniesione ze szkoły?

K.M.: Rozterki chyba każdego dzieciaka – sympatie i przyjaźnie, kłótnie z kolegami, wagary i kombinowanie jak przetrwać lekcję będąc nieprzygotowanym.

Szkoła nauczyła mnie przede wszystkim kontaktów międzyludzkich. Jako uczniowi bardzo ambitnemu nauka nie sprawiała mi większych problemów (no, może poza historią), ale szkoła nauczyła mnie systematyczności. Poza szkołą podstawową miałam równolegle szkołę muzyczną, więc nauczyłam się również dobrego planowania i wykorzystywania czasu.

U.Sz.:  Z informacji zgromadzonych do wywiadu z Panią dowiedziałam się, że jest Pani lekarzem weterynarii. Czy do tego zawodu potrzebne są specjalne predyspozycje? Czy każdy może zostać weterynarzem?

K.M.: Zawód lekarza weterynarii to ciężka praca. Nie jest to tylko przyjmowanie radosnych piesków i słodkich kotków. To także operacje chirurgiczne, a więc krew, ryzyko związane ze znieczuleniem, powikłania śród- i pooperacyjne, których nie da się przewidzieć przed zabiegiem, mimo szczegółowych badań dodatkowych. To także ciężkie, nieuleczalne choroby, nerwy, przeżycia i oczekiwania naszych klientów, nierzadko niezadowolenie i hejt, bo np. pies z biegunką od tygodnia nie został przyjęty natychmiast po telefonie w sobotni wieczór (poza godzinami pracy lecznicy), albo właściciel psa z nowotworem wielkości głowy dziecka (guz którego nie da się usunąć operacyjnie, bo jest tak wielki, a który rósł od roku) nad którym mogę tylko rozłożyć ręce, dać leki przeciwbólowe i sugerować właścicielom eutanazję. A wysłuchuję pretensji, że jak to nie da się nic zrobić, przecież to (guz) jest od wczoraj, na pewno my (właściciele) nie zaniedbaliśmy sprawy itp., itd.

Zawód lekarza weterynarii to grupa obciążona olbrzymim ryzykiem samobójstw, co potwierdzają liczne badania. Od jakiegoś czasu jest prowadzona kampania #notonemorevet (NOMV), aby uświadomić ludziom obciążenie psychiczne wynikające z wykonywania tego zawodu.

Do bycia lekarzem weterynarii na pewno potrzeba wiele cierpliwości, empatii, chęci do nauki (cały czas trzeba się doszkalać), odwagi i zrozumienia zwierząt. Nie można być „betonem”, który uczucia opiekunów ma za nic, a zwierzę traktuje przedmiotowo. Trzeba być również odpornym na wiele zapachów oraz widoków. Może tutaj bez szczegółów …

Nie jest to zawód dla każdego. Studia są ciężkie, trwają 5,5 roku. Ja jestem po studiach 15 lat i cały czas jeżdżę na różne konferencje, warsztaty, biorę udział w różnych webinarach. To nie jest praca, z której wychodzi się o czasie i o której nie myśli się w domu. Niestety przez to nierzadko obrywa życie codzienne .

U.Sz.:  Pomaganie zwierzakom to zmaganie się z rożnymi problemami. Jakie momenty są najtrudniejsze w zawodzie weterynarza? Co daje największą satysfakcję ?

K.M.: Dla mnie najtrudniejsze są sytuacje, gdzie mimo najszczerszych chęci nie jestem w stanie już nic więcej dla zwierzaka zrobić i muszę to wytłumaczyć właścicielowi, który oczekuje ratunku, czasem wręcz cudu.

Nie toleruję znęcania się nad zwierzętami, a za znęcanie można już traktować sytuację, kiedy pies z przewlekłymi zwyrodnieniami stawów ledwo chodzi, a właściciel nic nie robi, „no bo przecież pies nie wyje z bólu”. Psy bardzo rzadko wokalizują z bólu. Trzeba patrzeć na komfort ich życia, na to jak funkcjonują, czy chcą wychodzić na spacery, czy mają apetyt, czy nie piją więcej , czy cieszą się na kontakt z ludźmi i swoimi psimi kolegami, czy nie chowają się w kącie.

Największą satysfakcją jest dla mnie oczywiście wyleczenie pacjenta i widok zwierzaków, które wracają do mnie do gabinetu bez strachu.

U.Sz.: Jest Pani lekarzem weterynarii, a prywatnie mamą dwójki dzieci. Czy Pani zdaniem zwierzęta w domu są potrzebne dla lepszego rozwoju dziecka i jego empatii?

K.M.: Moim zdaniem tak. Zwierzęta w domu są towarzyszami w różnych sytuacjach, uczą cierpliwości, systematyczności (chociażby karmienie, spacery z psem, czy sprzątanie kociej kuwety). Uczą też „języka” zwierząt. Bardzo ładnie mową ciała sygnalizują, kiedy coś im się podoba, a kiedy czują się niekomfortowo. Dają wiele radości podczas wspólnych zabaw. Pomagają też zrozumieć te trudne sprawy, jak np. ciężkie choroby czy śmierć, bo niestety zwierzęta żyją krócej niż ludzie i dzieci prędzej czy później zderzą się z odejściem swojego czworonożnego przyjaciela.

U.Sz.:  Może chciałaby Pani przekazać jakąś myśl, refleksję młodszemu pokoleniu naszej szkoły?

K.M.: Tak. Chciałabym powiedzieć wszystkim dzieciakom, ale nie tylko. Nauczycielom też. To nie oceny są najważniejsze, nie szufladkowanie. Najważniejsze jest to, co ma się w głowie i w serduchu. Po prostu bycie dobrym człowiekiem, który widzi potrzeby innych (ludzi i zwierząt), który umie słuchać i słyszy, który nie wywyższa się, bo wg własnych przekonań jest lepszy, ważniejszy itp. Szkoda życia na wzajemne dokuczanie i poniżanie siebie. Lepiej czerpać radość ze wspólnie spędzonych chwil, cieszyć się codziennością. I być sobą. Szczęśliwym sobą :)

U.Sz.: Serdecznie dziękuję Pani za poświęcony czas i udzielenie wywiadu.

Ostatnie wydarzenia